Nie tylko w przypadku Św. Teresy z Avila dom rodzinny był podstawą jej duchowej formacji. Podobne źródła przenikające duchowość można odnaleźć u wielu innych wielkich postaci Kościoła Powszechnego. Przykładem chociażby Św. Augustyn, Św. Jan Paweł II, Bł. Ks. Jerzy Popiełuszko i setki innych. Najczęściej formowały ich matki, ale z obok nich był także widoczny cień ojca. Jako wzoru do naśladowania i probierza męskich cnót, niekiedy w formule wyzwania i sprzeciwu, pomagającego jednak w dojrzewaniu, wytrawiającego wolę, żeby ją wzmocnić w dochodzeniu do prawd o Bogu.
Dom dla tych postaci był nie tylko sentymentalnym wspomnieniem, przywołaniem sielskiego dzieciństwa, ale zarazem rodzajem legatu na dalsze życie, testamentowym zapisem nadziei i złożonych do realizacji obietnic, do których można się było odwołać w godzinach prób i trudnych chwilach. Życie każdego z nas rozpoczyna się w łonie matki, chociaż nasza cywilizacja coraz częściej to neguje. A dalej jest już samodzielny wybór, niekiedy samotna droga i rzucanie się w głębię poznawania siebie, które, jeśli jest prawdziwe i rzetelne, zawsze na końcu musi doprowadzić do Boga.
Tak było również z Wielką Teresą. Od samego początku, w okresie dzieciństwa, rozumianego jako poznawanie otoczenia, świata i wreszcie siebie samej, Teresa jako sześcio-siedmioletnie dziecko widzi przykład rodziców. Zarówno w ich miłości do siebie i do niej, w odczuwanej bojaźni Bożej, jak i zrodzonym - na tej drodze - przekazywaniu wzoru życia, tych najistotniejszych węzłów, które zawiązane w dzieciństwie, są nie do rozsupłania potem, w dalszej części ludzkiego losu.
Nade wszystko było to skupienie na prawości, miłości do bliźnich i cierpiących, zamiłowanie do wysokiej kultury, niemożliwe jednak do urzeczywistnienia bez modlitwy i szczególnego nabożeństwa do Najświętszej Marii Panny. Ten maryjny, oparty na pobożnych praktykach, chociażby modlitwie różańcowej, i zarazem ewangeliczny rys pobożności rodziny Sánchez de Cepeda y Ahumada stał się rodzajem moralnego i teologicznego zarazem wyposażenia późniejszej Świętej w jej nieprostym i niełatwym dochodzeniu do głębi wiary. Przeszkody, jakich doświadczała, które przypisywała zarówno swoim słabościom, jak i przewrotności demona, były możliwe do pokonania jedynie dzięki ukształtowanemu w rodzinie i przez rodzinę (pod wpływem tak rodziców, jak i rodzeństwo), wychowaniu.
Z tego wypływała bezpośrednio jej siła duchowa, która stanie na następne stulecia u podwalin jednego z największych dokonań mistyki chrześcijańskiej. Karmelitańskiego dziedzictwa, które naznaczyło sobą w sposób niezatarty i ważny do dzisiaj (współcześnie może bardziej niż kiedykolwiek) kulturę europejską. Łącząc ze sobą Południe i Północ, Zachód i Wschód. Promieniując z Hiszpanii na inne kontynenty i uświadamiając wszystkim niezbędność ludzkiej wspólnoty w jej niezafałszowanym duchowym wymiarze. Jako tego jedynego prawdziwego braterstwa, wyrosłego z mistycznego zjednoczenia z Bogiem i nikogo nie wykluczającego - co z reguły zawsze miało i ma miejsce w różnego rodzaju rewolucyjnych, motywowanych utopijnie ruchach społecznych. Innego zjednoczenia człowieka z innym, z bliźnim nie ma i zapewne być nie może.
Podkreślając znaczenie rodziny w życiu Wielkiej Teresy nie można zapomnieć, o czym sama wspomina, że w tym, co było dobre i co ukształtowało ja na następne lata, pojawiały się także i zagrożenia. Dobro nie zawsze poddane dostatecznej dyscyplinie, niedostatecznie skupione na tym, co najważniejsze: na Bogu i Jego przesłaniu, przekazanemu nam poprzez naukę Chrystusa, przynosiło ze sobą także pokusy. Może dlatego, jakby to nie zabrzmiało dziwnie, Święta Teresa doceniając dobro, które wyniosła z domu - z perspektywy późniejszych lat w swojej duchowej biografii "Księgi mojego życia", pisanej na polecenie ojca Garcii de Toledo - nie waha się poddać także krytycznej ocenie te elementy dzieciństwa, które jej zdaniem nie były pozytywne.
Dostrzega w swoim dojrzałym wieku, uzbrojona w doświadczenie zakonne - może nadmiernie ostro - zło, w tym, co jej zdaniem, mogło osłabiać charakter, budzić u dziecka niezdrowe wyobrażenia i wiązać rodzajem uzależnienia od tego, co nieistotne. Taką negatywną rolę odgrywała, wg niej, lektura książek, wtedy nazywanych powieściami rycerskimi, dzisiaj dałoby się je zdefiniować jako literaturą bądź szerzej kulturą rozrywkową, komercyjną. Czyli to wszystko, co świat anglosaski nazywa 'entertainment', zabawą, czyli tym, co holenderski określił jako kulturę ludyczną ("zabawą jako źródłem kultury"). Bez czego współczesny człowiek nie może i nie chce żyć, na co traci siły, zdrowie i środki materialne.
To w jakimś sensie z tego wyboru lekkości bytu (cytując tytuł wielkiej powieści czeskiego pisarza Kundery) bierze się olbrzymi sukces 'amerykańskiego marzenia', czy szerzej amerykańskiej drogi życia (way of life). Stąd wciąż trwający od dziesięcioleci wpływ na współczesną kulturę jej najbardziej wynaturzonego wariantu produkcji filmowej Hollywoodu w całym świecie i szerzenie wzorców kulturowych nie zasługujących na powielanie bądź naśladowanie.
Czytanie ich zaczęło stawać się moim nałogiem. I tak owa drobna wada, którą u niej widziałam, zaczęła studzić we mnie te dobre pragnienia i zapoczątkowała braki w pozostałych sprawach. Wydawało mi się, że nie było to nic złego, gdy marnowałam tyle godzin i nocy na tak próżne zajęcie, i to jeszcze w ukryciu przed moim ojcem. To moje pogrążenie się w tym było tak skrajne, że jeśli nie miałam nowej książki, wydaje mi się, nic nie dawało mi zadowolenia. (str. 33-34)
Jednak nie tylko w tym ujawnia się ocena przeszłości rodzinnej i w niej zakorzenionemu zachowaniu. Rachunek sumienia wystawiony przez Świętą Teresie dzieciństwu i rodzinnemu wychowaniu, dosięga także charakteryzującego ją kiedyś przywiązania do kobiecości, do wykwintu, strojów, wyglądu. Do próżności. Znowu da się to określić jako nadmierną surowość wobec siebie, swej przeszłości, która sama w sobie nie była grzechem, rozumianym jako świadome naruszenie przykazań, ale widziana po latach, jest oceniona jako zło. Podobnie jak bliskie kontakty z jedną z krewnych, mającą znaczący wpływ na Świętą Teresę. Oceni to w autobiografii jako coś negatywnego, gdyż w jakimś stopniu te relacje skutkowały ograniczeniem rodzinnego wychowania i wzorca rodziny. Przeszkadzały w dochodzeniu do dobra i bliskości z Bogiem.
Na tym tle dodatkowego znaczenia nabiera kontakt i przebywanie w domu stryja (brata ojca) i nakłonienie Teresy do lektury dobrych książek. Ważna wydaje się w tym punkcie samoocena Świętej jako osoby nastawionej na drugiego człowieka, nie zawsze z korzyścią dla siebie.
W tym bowiem, aby dać innym zadowolenie, byłam gotowa na wszystko, choćby to było wbrew mojej woli, tyle, że u innych byłoby to cnotą, a we mnie było wielkim brakiem, gdyż wiele razy postępowałam bez rozwagi. (str. 46-47)
Temu właśnie krewnemu zawdzięcza Święta Teresa lekturę znanego wówczas i popularnego dzieła religijnego franciszkanina Francisca de Osuna: "Tercera Parte del libro llamado Abecedario Espiritual", czegoś w rodzaju duchowego leksykonu, wprowadzenia do modlitwy skupienia. W jakimś sensie książka ta pomogła Teresie odnaleźć jej właściwą drogę praktykowania chwil samotności i mistycznych spotkań z Bogiem.
Zasadnicze znaczenie miała jednak rodzina Świętej Teresy. Zarówno jako jej najbliższe otoczenie: matka, ojciec, rodzeństwo, ale również dalsi krewni. Wszyscy oni odegrali ważną rolę w formowaniu osobowości przyszłej świętej, mistyczki, osoby, która do dzisiaj formuje charaktery i sumienia chrześcijan. Przybliża do Boga, odkrywa przed tymi, którzy chcą tego, prawdę o Nim. Uświadamia, że mistyczna droga rozpoczyna się w codzienności. W rodzinie każdego z nas.
Pierwsze rozdziały "Księgi mojego życia" Świętej Teresy od Jezusa, ale można to odnieść do całej autobiografii tej wielkiej postaci zachodniego chrześcijaństwa, przypominają w tym sensie, wyprzedzając to, co kilka wieków później zostanie nazwane powieścią edukacyjną, rodzaj literatury formacyjnej. W niemieckim Oświeceniu nazwane to zostało Bildungsroman.
"Księga mojego życia" jest taką właśnie opowieścią o dojrzewaniu, czy też ściślej biorąc o dorastaniu do swego powołania. Zarazem jest czymś więcej. W przypadku św. Teresy z Avila celem dojrzewania jest Bóg. W Jego prawdzie każda nasza ludzka dojrzałość jest niedokończona. Jest ułomna i niepewna siebie.
Dlatego w opisie przez Wielką Teresę jej rodziny - obok miłości, wzruszenia, poczucia niezasłużonej łaski znalezienia oparcia w najbliższych - jest także ciągłe odszukiwanie własnych błędów, tropienie, tego, co nieudane. Weryfikowanie własnego życia pod kątem Bożej doskonałości. Takiego egzaminu nigdy nie da się do końca zaliczyć na celująco.
Święta Teresa z Avila dobrze sobie z tego zdawała sprawę. Była blisko Boga i dlatego niczego nie udawała przed Nim, ale i przed innymi ludźmi. Swoim spowiednikiem, siostrami zakonnymi i także przed nami, czytającemu jej autobiografię. Oddalonymi o wiele wieków późnymi czytelnikami, którzy w wątpliwościach Teresy odnajdują siebie. Wierząc, że Sędzia Najwyższy jest nie tylko Sprawiedliwy, ale i Miłosierny.